Mieszkając w nowym miejscu podczas procesu poznawczego zachodzi wiele ciekawych zjawisk począwszy od celowego gubienia się w urokliwych uliczkach, odkrywania ulubionych miejsc, a skończywszy na zgubieniu się w miejscach, w których zgubić się nie chcieliśmy. Ja najbardziej lubię drugi aspekt odnajdywania się w nowej przestrzeni – znajdywanie ulubionych miejsc, zwłaszcza gdy dzieje się to przypadkiem. Do dziś wspominam ulubioną kawiarnie w Mediolanie, która klimatem przypominała tą opisywaną przez Trumana Capote w ,,Śniadaniu u Tiffany’ego”; wcale nie była popularna czy najpiękniejsza, większość starszych panów przychodziła tam rozmawiać o sporcie, studenci wpadali po croissanty i szybko sączyli swoje espresso przy barze, ale ja uwielbiałam to miejsce i tamtejsze cappuccino. Po prostu, dla mnie miała to „coś”. I chyba właśnie o to w tym chodzi, nie zawsze jesteśmy w stanie precyzyjnie uzasadnić nasze upodobanie, wtedy wiemy że jest to szczere i nie narzucone przez trendy i przewodniki. Byłam ciekawa jak sprawy potoczą się w Sewilli i do których miejsc będę wracała częściej. Zaskakująco (lub nie) jednym z takich miejsc okazała się okolica Złotej Wieży, chyba najsłynniejszego zabytku stolicy Andaluzji. Położona zaraz nad brzegiem rzeki zwłaszcza w czasie zachodu słońca prezentuje się okazale i to właśnie o tej porze zobaczyłam ją po raz pierwszy. Również nocą stanowi ciekawy element krajobrazu i jest swoistym hotspotem na odbywające się tam liczne bottellónes. Tinto  de verano nigdzie nie smakuje lepiej!


SPODNIE

MANGO

KOSZULA

SFERA

PASEK

PODKRADZIONY MAMIE

ZEGAREK

GINO ROSSI


Privacy Preference Center