by MARINOVSKA

Podobno najgorzej jest zacząć, więc gdy zaraz postawię kropkę, powinno być już górki. Ok. Pomysł, na to dość popularne przedsięwzięcie jakim jest blog narodził się już ponad dwa lata temu, niestety miałam mniej odwagi niż czasu, a ostatecznym kopniakiem okazała się tymczasowa przeprowadzka do Mediolanu, który jest na tyle inspirujący, że właśnie stukam w te klawisze. Przyznam otwarcie, choć zabrzmię sztampowo: kocham modę, niekoniecznie trendy, traktuję ją jako formę sztuki i zachwycam się w taki sam sposób sukienką Haute Couture Ellie Saab jak ,,Drzewem życia” Gustawa Klimta. Równie mocno ekscytuję się kinematografią; europejską, a szeroko uśmiechnę się do włoskiej. Fuzja tych dwóch tematów wydała mi się więc oczywista. Według mojej matematyki rozkładając sumę filmu na na składniki otrzymamy dialog, obraz oraz aktora. Aktor to model, nie koniecznie szczupły i ze wzrostem godnym koszykarza, ale model emocji, zachowań i myśli, które potrafi ubrać tak samo jak płaszcz i to czyni go zawodowcem. Nie dziwi też fakt, że są reżyserzy, którzy troszczą się o sukienkę w ten sam sposób jak i o aktorkę, która ją nosi. Kreują obraz integralny z emocjami, dlatego w pamięć zapadną nam nie tylko poszczególne sceny, ale i kostiumy, a i te potrafią nieraz zagrać lepiej od samego aktora. Tak, zagrać; często w żargonie aktorskim mówi się, że dany kostium (nie strój) gra. Czasem ma swoje życie, ale zdarzy mu się czekać na odrobię aktorsko-reżyserskich czarów. I ja o tych czarach chciałabym tak trochę…

Rozpoczęcie od Monte Carlo Baby nie jest przypadkowe. To miejsce jest dla mnie synonimem początku. To na planie właśnie tego filmu, mademoiselle Audrey Hepburn, późniejsza serdeczna przyjaciółka Huberta de Givenchy, wygrała bilet do ponadczasowej sławy za sprawą pary oczu pewnej francuskiej pisarki Collette, które to wypatrzyły ten „skarb znaleziony na plaży”, a ściślej – na Riwierze Francuskiej i zaangażowały do głównej roli w broadwayowskiej adaptacji swojej książki „Gigi”.

Historia może nie brzmieć znajomo, jako że wiele osób kojarzy nazwisko Audrey Hepburn tylko ze „Śniadaniem u Tiffany’ego”, którego często nawet nie widzieli. Sylwetce tej aktorki przyjrzę się jeszcze na pewno, zarówno ze względu na jej dorobek filmowy jak zaangażowanie w sprawy UNICEF. Wniosek z tego póki co jest taki, że każdy gdzieś i kiedyś zaczyna. Audrey zaczęła w Monte Carlo..i ja tam podążyłam!

Privacy Preference Center