Najlepsze Świąteczne Filmy Retro

Nie, prawdopodobnie nie istnieje lepszy film świąteczny niż  ,,To własnie miłość", ta wielowątkowa historia już od ponad dekady nieustannie podbija serca widzów na całym świecie. Są jednak takie filmy, które choć trochę zapomniane, mogą śmiało stawać w konkury z tą brytyjską produkcją. Oto subiektywna lista pięciu najlepszych świątecznych filmów retro.

Czytaj dalej...

Mały przegląd kina hiszpańskojęzycznego

Nie do końca wiem, kto jest hiszpańskim Zakościelnym ponieważ moja wiedza w tym temacie utknęła na dziewczynach zakochanych w Mario Casasie po ekranizacji książki ,,Tres Metros Sobre el Cielo”. Nie zrozumcie mnie źle, szanuję gatunek komedii romantycznych i uważam, że pełnią ważną rolę w kinematografii, nie jest to jednak najczęściej oglądany przeze mnie rodzaj filmu. Dziś chciałam przedstawić kilka ciekawych hiszpańskojęzycznych dramatów, które miałam okazje niedawno obejrzeć, ponieważ tak, istnieje coś więcej niż ,,Habla con Ella” i ,,Amore Perros”.

Czytaj dalej...

The Longest Week: nowojorska satyra na związki

Miłość jest jak komunizm -piękny pomysł ale nierealny, take słowa można usłyszeć podczas narracji filmu. Reżyser przywołuje tę analogię sugerując, że tak jak w przypadku  ustroju politycznego jak i miłości, oba założenia są zgoła utopijne. Koncepcję próbuje zamknąć w tytułowym "długim tygodniu", którego kolejno Poniedziałek, Wtorek czy Środa to nie tyle dni tygodnia co etapy związku . Choć leniwy jazz czy Nowy Jork mogą nasunąć skojarzenie z Allenowskimi produkcjami...

Czytaj dalej...

Och, Toto, nie jesteśmy już w Kansas: Czarnoksiężnik z Krainy Oz (1939)

Mówi się, że nie było lepszego roku w historii kina, niż 1939. Twórczość takich reżyserów jak George Cukor, Billy Wilder czy William Wyler nieustannie okupuje pierwsze miejsca rankingów najlepszych, ponadczasowych filmów. Tę listę uzupełnia Victor Fleming wraz z adaptacją powieści ,,Czarnoksiężnik z krainy Oz”, cudownym tworem Technicoloru, filmem uosabiającym...

Czytaj dalej...

Paryski Filmowy Bucket List

Istnieją dwa typy turystów: pierwszy, który, chce zobaczyć każdy okaz, jaki podsuwa mu przewodnik, i drugi – który woli zakupy, lokalne kafejki, restauracje, wczuwanie się w ,,klimat” miasta. Moja mapa zwiedzania zawsze kręci się wokół jednego – filmów!

Czytaj dalej...

Zabawna Buzia (1957)

I'm strictly (a) tourist. But I couldn't care less. When they parlez-vous me. Then I gotta confess. That's for me: Bonjour, Paris!

Francja. Trzeci najczęściej odwiedzany kraj na świecie a w nim Paryż, Znany, lubiany, wybierany przez miliony turystów rocznie. Miasto zakochanych, miasto burleski, kabaretu i filmu. To tutaj ściągają zagraniczni filmowcy, a Hollywood...

Czytaj dalej...

Far from heaven (but close to fall) (2002)

Nie ma się co czarować. Jesień. Nie zawsze jest słoneczna i złota. Coraz częściej wraz z kolorowymi liśćmi przynosi zapowiedź wcześniejszej zimy i mroźnych, listopadowych wieczorów. To ten czas, kiedy niejednokrotnie przekładasz spotkania ze znajomymi i – zasłaniając się brakiem czasu – lądujesz pod kocem. Co obejrzeć? Na świąteczne filmy jeszcze za wcześnie, a te letnie napawają tylko niepotrzebną irytacją. Jest parę tytułów, które skutecznie zwalczą jesienną chandrę, choć mogą zostawić nas w zadumie. Jednym z nich jest ,,Daleko od Nieba”.

Czytaj dalej...

Pożegnalny Walc (1940)

Skąd w filmach melancholijne rozmyślania przy oknie, bieg w deszczu, miłość od pierwszego wejrzenia? W skrócie: te wszystkie banały na które przewracamy oczami z niesmakiem? Jak bardzo te zabiegi wydają się nam utarte? Warto pamiętać, że to, co dziś wydaje się oczywiste, kiedyś było inne – świeże, a nawet skandalizujące.Przedstawiam wam klasyk gatunku, romantyczne arcydzieło, powód szlochu w ciemnych salach kinowych. Szlak, którym podążali wszyscy ci, którzy chcieli stworzyć idealny film o miłości. Nie, dziś nie o Titanicu, a o ,,Pożegnalnym walcu”, amerykańskiej produkcji z 1940 roku.

Czytaj dalej...

,,Miłość i inne nieszczęścia”- po co są komedie romantyczne?

A gdyby tak Holly Golightly mieszkała w Londynie, a pod pachą zamiast rudego bezimiennego kota miała ostatnie wydanie Vogue?
Wyglądałaby jak Brittany Murphy, a nie Audrey Hepburn, choć zamiłowanie do klasycznego uroku by pozostało. Ta pierwsza – bardziej nam współczesna – biega angielskimi ulicami w lekkich balerinkach i męskiej, białej koszuli. Druga...

Czytaj dalej...